Najdrożsi Czytelnicy! 🙂
Do ciepłych krajów najbardziej lubię latać, kiedy u nas w Polsce jest zimno. 🙂 Ma to swego rodzaju urok, klimat, a człowiek znacznie bardziej docenia zagraniczne Słońce. Poza tym nie jest, aż tak gorąco, a ja upałów nie znoszę! 😉
Podczas tegorocznych “Wszystkich Świętych” oraz “Zaduszek” wybraliśmy się razem z moim narzeczonym na Kubę. Wakacje znaleźliśmy za grosze z Manchesteru. Biuro podróży Thomasa Cook’a oferuje dużo egzotyki w dobrych cenach, wystarczy tylko odpowiednio poszukać i przefiltrować.
W samolocie siedzenia były wygodne, było dużo miejsca na nogi. Była telewizja pokładowa z licznymi filmami oraz rozrywka multimedialna.
Po około 10 godzinach lotu z UK (z Polski czarterem leci się około 12 h) – dotarliśmy wreszcie do jasnozielonej wyspy karaibskiej, a dokładniej do Cayo Coco. Po drodze przelatywaliśmy m. in. w okolicach Waszyngtonu oraz nad wyspami Bahama.
Klimat panuje tam niezwykle gorący i wilgotny. Termometry pokazywały ponad 30 stopni Celsjusza. Na lotnisku ustawiła się kolejka do wiz turystycznych. Stamtąd po około 30 minutach podróży busikiem z przemiłą, rdzenną kubańską Rezydentką trafiliśmy do naszego hotelu.
All inclusive oznaczało dla nas nielimitowany dostęp do lokalnych napojów i alkoholi. Moje ulubione (poza wodą z lodem) – to gorąca czekolada i lokalny likier mleczny oraz migdałowy z dodatkiem pina colady.
Po kilku dniach plażowania i taplania się w ciepym Morzu Karaibskim – wybraliśmy się wreszcie na wycieczkę stateczkiem ze szklanym dnem. Popłyneliśmy nurkować i oglądać rafę koralową. Po godzinie pływania z najróżniejszymi rybkami, kapitan wyłowił nam rozgwiazdkę do sesji zdjęciowej.
Na Kubie ludzie są bardzo przyjaźni i raczej LGBT friendly. Mnóstwo jest gości z Kanady (mają tylko 4 godziny lotu z Toronto).
Językiem narodowym jest język hiszpański. Do każdego posiłku jadłem kilogramy przepysznej słodkiej papai. Kocham owoce!
Ciekawostką jest to, że dla turystów są inne PESOSY (waluta), a inna jest dla mieszkańców. Spowodowane jest to ustrojem komunistycznym. Kubańskie pieniądze (dla rdzennych mieszkańców) są bardzo niewiele warte po przeliczeniu, stąd ciężko jest im wydostawać się z wyspy. 🙁
Podsumowując nasz tygodniowy wyjazd był bardzo udany. Poznaliśmy kolejne miejsce Świata. Mimo, że smarowałem się 50 oraz 30, to opaliłem się na brązowo, łapiąc mnóstwo pozytywnej witaminy D, co przyda się bardzo w naszej depresyjnej jesieni oraz zimie. 🙂
Oj, ale zazdro! 🙂 Multiartysta i globtroter w jednym… 😛 Pozdrowienia z Rzeszowa! Ania M.